Skaldowie, Andrzej Trzaskowski Sextet, Młynarski, Grechuta, Anawa „Polskie Nagrania Catalogue Selections” SACD ˻ SERIA 9 ˺ ⸜ RECENZJA

Dzisiaj ma miejsce premiera kolejnych tytułów z serii „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, tym razem będą to trzy płyty.

Zajmiemy się nimi niebawem, teraz zapraszamy bowiem państwa do przyjrzenia się Serii 9. Obok Skaldów z płytą „Od wschodu do zachodu słońca”, Marka Grechuty z „Drogą za widnokres” i debiutanckiej płyty zespołu Anawa otrzymujemy również, po raz pierwszy, krążek Wojciecha Młynarskiego, z rejestracją występu w Ateneum w 1986 roku, a także kolejny tytuł jazzowy. Tym razem jest to „Seant” sextetu Andrzeja Trzaskowskiego, który ukazał się w serii „Polish Jazz” pod numerem 11. Mamy więc jazzowy tytuł jeszcze z lat 60., trzy płyty z początku lat 70. oraz jedną z drugiej połowy lat 80.

˻ I ˺ SKALDOWIE, Od wschodu do zachodu słońca, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 25956 6 0, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 1970/2025.

˻ II ˺ ANDRZEJ TRZASKOWSKI SEXTET, Seant, „Polish Jazz vol. 11”,  Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 25956 0 7, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 1967/2025.

˻ III ˺ WOJCIECH MŁYNARSKI, Młynarski w Ateneum. Recital ’86, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 25956 1 4, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 1987/2025.

˻ IV ˺ MAREK GRECHUTA, Droga za widnokres, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 25956 2 1, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 1972/2025.

˻ V ˺ ANAWA, Anawa, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 25956 6 9, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 1973/2025.

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”

Skaldowie, Andrzej Trzaskowski Sextet, Młynarski, Grechuta, Anawa - „Polskie Nagrania Catalogue Selections” ˻SERIA 9˺

Wydawca:

Polskie Nagrania MUZA

Warner Music Poland | Polskie Nagrania

Format: SACD/CD
Premiera: 14 lutego 2025
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA

Jakość dźwięku: 6-9/10

Wyróżnienie: ˻ BIG RED BUTTON ˺

POLSKIENAGRANIA.com.pl
Remaster

Seria „Polskie Nagrania Catalogue Selections” ma wspólną estetykę dla wszystkich tytułów. Krążki wydano w zwykłych plastikowych pudełkach na które nanoszone jest jednak obi z dodatkowymi opisami. Okładki nie do końca trzymają się oryginalnych wydań LP, ponieważ mają zmienione logotypy, a ich tylne strony są zupełnie inne; oryginalne są reprodukowane z tyłu książeczki. Jest to edycja limitowana, tłoczonych ma być tylko 2000 sztuk każdego tytułu. W książeczkach znajdziemy obszerne eseje, a także zdjęcia dokumentów związanych z nagraniami; nie mamy zdjęć pudełek taśm, ani samych taśm.

Za remaster całej serii odpowiedzialny jest DAMIAN LIPIŃSKI. Jak mówi, materiały otrzymuje albo w postaci analogowych taśm „master”, które zgrywa sam, albo w plikach hi-res zgranych przez wydawcę. W pierwszym przypadku sygnał zapisuje w postaci plików DXD (PCM 24/352,8), a w drugim upsampluje go do tej postaci – w taki sposób jest później obrabiany w cyfrowej stacji DAW. Nowy master był na końcu konwertowany do DSD; na potrzeby warstwy CD Damian wykonywał osobny master z plików DXD. Więcej o nim samym i o stosowanych przez niego technikach, w sprawozdaniu ze 145. spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego → TUTAJ. Z kolei przy okazji recenzji ˻ SERII 3 ˺ masteringowiec opisał z detalami procedurę przygotowania materiałów do publikacji, a także przybliżył tematykę używanych przez siebie urządzeń, więcej → TUTAJ.

Tym razem Damian Lipiński streścił swoją pracę krótko:

Cała ta „piątka” nie była jakoś specjalnie kapryśna. W zasadzie główny nacisk położony był na rekonstrukcję, zwłaszcza Skaldów, bo tam niektóre nagrania miały sporo brudu, różnych takich – mniej lub bardziej – ale jednak nieprzyjemnych artefaktów. Dźwiękowo to były równe realizacje, więc tutaj nic szczególnego się nie działo. W Młynarskim nagrania bonusowe są z innego źródła niż koncert więc może nieznacznie się różnią brzmieniowo.

Wszystkie materiały zostały do Damiana dostarczone cyfrowo, w postaci plików WAV 24 bity, 176,4 kHz. Niestety nie wiadomo, kto wykonał kopię i z pomocą jakiego sprzętu. A szkoda, to ważna, nawet bardzo, część zabiegów rekonstrukcyjnych i remasteru.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

»«

˻ I ˺ SKALDOWIE Od wschodu do zachodu słońca1970

˻ PROGRAM ˺ 1. Sarabanda, 2. Od wschodu do zachodu słońca, 3. Katastrofa, 4. Czasem kochać chcesz, 5. Zawieja, 6. Mateusz IV, 7. Prawo Izaaka Newtona, 8. Nadejdziesz od strony mórz, 9. Cisza krzyczy, 10. Sarabanda

Czwarty album w dorobku zespołu, wydany w 1970 roku, jest przykładem na to, jak mocno technologia wpływa na sferę artystyczną. Od wschodu do zachodu słońca Skaldowie nagrali po powrocie z trasy koncertowej po USA, wykorzystując nowy sprzęt (organy Hammonda, dobre gitary) i – jak czytamy w jej wszystkich omówieniach  – zrobili to odświeżając jednocześnie swoje brzmienie. Stany Zjednoczone odwiedzili w drugiej połowie 1969 roku będąc u szczytu popularności. W książeczce towarzyszącej nowej wersji płyty czytamy, że Skaldowie „zaczęli brzmieć jak współczesne im grupy zachodnie”. I dalej:

Gdy w ciągu miesięcy przemierzali wschodnie wybrzeże USA, słuchając innej muzyki, nasiąkając innymi rytmami i kupując profesjonalne instrumenty – ulegli transformacji. Z popularnej grupy big-beatowej (…) przeistoczyli się w zespół stricte rockowy, zafascynowany dokonaniami grup progresywnych, jak również amerykańskimi stykami R&B i soul.
⸜ DANIEL WYSZOGRODZKI, wpis w książeczce płyty SACD, s. 3.

Międzynarodowe ambicje może sugerować zanglicyzowana nazwa zespołu, zamieszczona na tylnej stronie okładki – The Skalds. Wikipedia dodaje, że wykształciło się na niej „rockowe oblicze Skaldów”.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

To płyta zagrana i nagrana z rozmachem, w czym pomogło zaangażowanie do jej powstania Orkiestry pod dyrekcją Andrzeja Zielińskiego oraz zespołu wokalnego Partita. Zabiegi te przyniosły efekt, ponieważ album uzyskał status złotej płyty.

Nagranie

Mimo dużego aparatu wykonawczego, płytę nagrano bardzo szybko, w dniach 5-9 stycznia 1970 roku – dzisiaj rzecz trudna do uwierzenia. Sesje miały miejsce w PWSM (orkiestra i Partita) oraz Studiu 12 Polskich Nagrań (zespół). Reżyserem nagrania był Janusz Urbański, a operatorem dźwięku jego żona, Krystyna Urbańska. Z protokołów, których reprodukcje znajdziemy  książeczce wynika, że nagranie powstawało z wykorzystaniem wcześniej zgranych podkładów orkiestrowych oraz magnetofonu czterośladowego.

Wydania

Pierwsze wydanie Od wschodu do zachodu słońca ukazało się na płycie winylowej, zarówno w wersji monofonicznej (!), jak i stereofonicznej (XL 0597, SXL 0597). To było wydawnictwo obliczone na sukces, bo nie dość, że wyszło zaledwie dwa miesiące po nagraniu, to jeszcze otrzymało staranną, rozkładaną okładkę, której autorem był Marek Karewicz. Została ona wspaniale zreprodukowana, wraz z lakierem, który otrzymała część nakładu, w reedycji CD wytwórni Kameleon Records w 2012 roku.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Sukces starano się zdyskontować, przygotowując jej eksportową wersję do krajów ZSRR, z rosyjskimi napisami na czerwonej wyklejce. Dwa lata później, czyli w 1972 roku, album ukazał się również w Czechosłowacji, gdzie wydała go wytwórnia Supraphon. Ciekawe, ale do Związku Radzieckiego pojechała płyta stereo, a u naszych południowych sąsiadów wydano zarówno wersję mono, jak i stereo, niestety ze zmienioną, już nie tak wpadającą w oko, okładką (Supraphon 0 13 1148).

Mimo powodzenia płyty, pierwsze wznowienie ukazało się dopiero w 1986 roku, na płycie LP, w ramach serii „Z archiwum polskiego beatu. Reedycje” (Vol. 11, SX 2326), znanej z niezbyt dobrego dźwięku i z dziwacznie przekręconą grafiką okładki. Z pierwszą wersję cyfrową czekano aż do 1991 roku. To wówczas wydała ją firma Digiton, znana głównie z pierwszych reedycji nagrań Czesława Niemena na CD. Przypomnijmy, że była to polska wytwórnia płytowa, która wyłoniła się z Klubu Płytowego Razem na początku lat 90., tłocząca płyty w Berlinie. W późniejszych latach Digiton został przekształcony w Yesterday.

Kolejne wydania to wersja kasetowa i rosyjski pirat. Pierwszą prawdziwą reedycję na CD dostaliśmy dopiero w 2012 roku.  Przygotowało ją krakowskie wydawnictwo Kameleon Records, specjalizujące się w reedycjach płyt z czasów PRL. W swojej wersję zamieściło ono aż dziesięć dodatkowych utworów, w tym radiowe wersje sześciu nagrań z  płyty, dwa progresywne nagrania zrealizowane w studiach niemieckiego radia (po polsku) oraz dwa nagrania z ultrarzadkiego czechosłowackiego singla z 1970 roku (pierwszy raz w stereo wprost z taśmy-matki). Krążek został wydany z dużym wyczuciem, w formie mini LP, z papierową wkładką na krążek i książeczką. Płyta ta weszła następnie w skład boxu przygotowanego na 50-lecie zespołu. Wersja SACD jest więc dopiero trzecią wersją cyfrową.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Reprodukcja dokumentów związanych z nagraniem, zamieszczona w książeczce nowego wydania

Dźwięk

Rozpoczynająca płytę ˻ 1 ˺ Sarabanda (Intro) wspaniale wprowadza w nastrój tej płyty. Szeroka panorama, pastelowe barwy i otwarcie na górze pasma. To nie jest gra à la „bambino”, a szerokopasmowe, ładne granie. Wprawdzie wokal w ˻ 2 ˺ Od wschodu do zachodu słońca ma obcięte pasmo i jest ustawiony daleko w miksie, to jednak ma to swój urok. Tym bardziej, że instrumenty brzmią bardzo fajnie, nawet bas, zwykle chowany pod spodem. Ten jest tutaj aktywny i czytelny. Sporo w tym graniu wysokich tonów, ale – jak to u Damiana Lipińskiego – mają one doskonałą rozdzielczość, a przez to i gęstą barwę.

Wspomniałem o wokalu – ten sposób lokowania prowadzącego głosu będzie się powtarzał w kolejnych utworach, na przykład w ˻ 3 ˺ Katastrofie. Tam, w refrenie, odzywają się jednak szeroko rozłożone chórki, które poszerzają to, co wokal zamyka na osi. Dynamika tych nagrań nie jest wysoka, to nie jest coś, co by nas zaskoczyło wejściami dęciaków, czy nagłym uderzeniem perkusji. Jak na polskie standardy to jednak po prostu ładna realizacja. Bo kiedy wchodzą, dla przykładu, organy Hammonda, umieszczone w lewym kanale, to mają one mocną barwę i są „obecne”. Nawet jeśli nakłada się na to, jak w ˻ 4 ˺ Czasem kochać chcesz, chórek. Gitara w tym utworze jest pokazana nieco dalej, ale ma otwarty, mocny charakter. Bardo ładna trąbka jest pokazana na osi odsłuchu, przez co wydaje się mocniejsza.

To bardzo przyjemna płyta, zarówno muzycznie, jak i pod kątem techniki. Pastelowa, o dość głębokim lokowaniu wokali, ale z szeroką panoramą i dobrze uchwyconymi instrumentami. Każdy z nich, także fortepian, podobnie jak Hammond w lewym kanale, ma wyraźny charakter, ale nie jest jaskrawy. Słychać, że w nowej wersji chodziło o oddanie tej muzyki w taki właśnie sposób, to znaczy wesoły, lekki, przyjemny. A kiedy w nagraniu mamy dużo informacji przestrzennych, jak w intro do utworu ˻ 6 ˺ Mateusz IV, rozpoczynający się od odgłosu lasu, dźwięk jest niemal dookoła nas. To jeden z mocniejszych, bardziej progresywnych utworów na tej płycie, z melorecytacjami na długim pogłosie. Daje to wrażenie pełni i dużego wolumenu. To wspaniały utwór, bo i chórki są tu szczególnie dopracowane barwowo i przestrzennie. Podobnie jest zresztą w ˻ 8 ˺ Nadejdziesz od strony mórz, równie rockowym kawałku. Bardzo dobra płyta i uważny, fajny remaster.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Z przodu nowa wersja SACD, a z tyłu box i remaster Kameleon Records

Zresztą i remaster Kameleon Records z 2012 roku jest interesujący. Mocniej skompresowany, z mniej rozdzielczym obrazem, ale i z fajną „namacalnością” instrumentów. Ma on mocniej podkreślony środek pasma i wyższy bas, co daje wrażenie większej objętości dźwięków. Słychać przy tym, że to mniej różnicowane granie, mniej otwarte i mniej przestrzenne. Ale, jak mówię, naprawdę przyjemne.

» Jakość dźwięku: 7-8/10

»«

˻ II ˺ ANDRZEJ TRZASKOWSKI SEXTET Seant, „Polish Jazz vol. 11” ⸜ 1967

˻ PROGRAM ˺ 1. Seant, 2. Wariacja na temat „Oj tam u boru”, 3. The Quibble, 4. Cosinusoida

Włączenie płyt jazzowych do serii zawierającej głównie nagrania muzyki popularnej, rockowej i artystycznej jest dla mnie zagadką. Z jednej strony to dobry ruch, bo po raz pierwszy otrzymujemy te nagrania w wersji hi-res, ale z drugiej strony mamy przecież doskonałe remastery Jacka Gawłowskiego; więcej → TUTAJ. Kiedy posłuchamy jednak tego co przygotował Damian Lipiński, który spojrzał na nie po swojemu, dzięki czemu mamy po prostu inną interpretację, równie dobrą, nabiera to kolorów. Ale za bardzo wybiegam do przodu.

Jak pisałem przy okazji reedycji tej płyty w 2018 roku, Andrzej Trzaskowski jest, obok Krzysztofa Komedy, jedną z najważniejszych postaci polskiego ruchu jazzowego po wojnie. Pianista, muzykolog, kompozytor, lider, edukator, teoretyk i krytyk, wywarł ogromny wpływ na kilka pokoleń polskich twórców jazzu.

Lata 60. stanowiły dla Trzaskowskiego najważniejszy okres twórczy. W 1963 roku powołał do życia kwintet, w skład którego weszli Tomasz Stańko, Janusz Muniak, Jacek Ostaszewski i Adam Jędrzejowski; w 1965 roku nagrał z nimi płytę, która w katalogu Polish Jazzu nosi numer 4. W tym samym roku do zespołu dołączył Włodzimierz Nahorny, czyniąc z niego Sekstet.

W zespole pianisty znaleźli się wówczas Włodzimierz Nahorny, Janusz Muniak (obaj w tym czasie zaledwie 25-letni), Jacek Ostaszewski, Adam Jędrzejowski oraz trębacz amerykański Ted Curson, nagrywający m.in. z Charlesem Mingusem. Powstała w tym składzie płyta Seant zawiera nagrania utrzymane w stylistyce free jazzu. Przypomnijmy, że w tym samym roku powstał Astigmatic Krzysztof Komeda Quintet.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Tomasz Szachowski, autor wpisu do nowej reedycji, pisze o niej:

Płyta „Seant” reprezentuje awangardowy, „postsilverowski” kierunek w twórczości Andrzeja Trzaskowskiego i odzwierciedla jego dążenie do syntezy niektórych elementów muzyki współczesnej  i jazzu, co nadal sytuuje twórcę w nurcie Third Stream. (s. 8)
Nagranie

Płyta została nagrana na przełomie 1965 i 1966 roku w warszawskiej Filharmonii Narodowej. Pierwsze trzy utwory zarejestrowano 10 i 11 stycznia ’66, a ostatni, Cosinusoida, wcześniej, bo 8 grudnia ’65. Ciekawe, ale pierwsze utwory nagrywano w nocy, po 23.00 czyli tak, jak to się robiło w USA. Trwający dwadzieścia minut utwór zamykający płytę nagrano „po bożemu”, to jest od godziny 16.00. Jak się wydaje, nagrania powstały na magnetofonie stereofonicznym.

Za dźwięk byli odpowiedzialni Antoni Karużas, zajmujący się na co dzień muzyką klasyczną, oraz Janusz Polio. O Karużasie czytamy:

Polski muzyk, pianista, reżyser muzyczny, pionier reżyserii dźwięku jako dziedziny nauki i sztuki oraz w przemyśle fonograficznym. (…) Współtworzył u jego początku Wydział Reżyserii Dźwięku Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. W okresie swojej aktywności zawodowej był reżyserem muzycznym znaczącej części polskich wydawnictw fonograficznych zawierających muzykę poważną. Jego wychowankami jest wielu reżyserów dźwięku pracujących w kraju i za granicą.
⸜ Hasło ‘Antoni Karużas’ w: Wikipedia, → pl.WIKIPEDIA.org, dostęp: 1.04.2025.
Wydania

Płyta ta została oryginalnie wydana z dźwiękiem monofonicznym i nosiła numer katalogowy XL 0378. Dopiero w 1972 roku ukazała się w wersji stereofonicznej, z numerem katalogowym SXL 0378. Obydwie wersje miały jednak tę samą okładkę, ze starym logo PN i wybitym na niej numerem XL 0378. Napis „stereo” w przypadku tego właśnie wydania nosiła wyklejka na płycie.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Pierwszy remaster cyfrowy ukazał się w 1989 roku w serii „Polish Jazz” pod numerem 2 (PNCD 025). Edycją zajmowali się panowie Andrzej Karpiński i Tomasz Kuryło. Na krążku znalazły się nagrania z roku 1965, dokonane z zespołem The Andrzej Trzaskowski Quintet, i Seant z 1965. W 2004 roku nową wersję wydano w serii „Anex” (PNCD 911). Autorką remasteru była pani Karolina Gleinert. Kolejny remaster wyszedł już rok później (2005) w ramach serii „Polskie Radio Poleca” pod numerem 5 (PRCD 541), remasterem zajmowała się ponownie pani Gleinert.

Wydanie z roku 2018, z remasterem Jacka Gawłowskiego, jest najładniejsze i miało jak do tej pory, najlepiej opracowaną książeczkę. Za zamieszczony w niej tekst odpowiedzialny był Tomasz Szachowski, redaktor radiowej Dwójki (Polskie Radio Program II), który ponownie przygotował ją do wydania SACD.

Dźwięk

Seant jest, moim zdaniem, jedną z lepszych płyt w serii „Polish Jazz”. Jest też naprawdę dobrze nagrana. Nowy remaster zachował wysoką dynamikę, co każe podkręcić gałkę siły głosu wyżej niż zwykle. To dobry znak, sugerujący niewielką ingerencję kompresorem.

Dźwięk tego krążka w nowej wersji jest otwarty, dźwięczny i mocny. Tu nie ma miejsca na ocieplenie, na zawoalowanie i tym podobne działania. Saksofon Muniaka w utworze tytułowym ˻ 1 ˺ ma mocne zadęcie, jest też głęboki. Dość głęboko słychać również trąbkę Cursona, umieszczoną na osi odsłuchu. Ma ona nieco skompresowaną dynamikę, nie ma w niej więc zbyt dużych skoków dynamicznych. Ma za to gęstą barwę, nieco przyciemnioną. Podobnie zresztą brzmi fortepian lidera, na przykład w ˻ 2 ˺ Wariacji na temat „Oj, tam u boru”.

Klarowny jest za to kontrabas. Ma również nieco „drewniane” brzmienie, to znaczy jest głęboki. Nowy remaster pokazuje go w czytelny sposób, gęsto i klarownie zarazem. Świetnie słychać też perkusję. Jej blachy mają znakomitą rozdzielczość, bo są i „sypkie” i treściwe zarazem. Realizator rozłożył je w taki sposób, że hi-hat jest pośrodku, wraz z werblem, a ride po lewej stronie, co zostawia dużo miejsca fortepianowi po prawej. Te detale są czytelne i mają bardzo dobre przełożenie na dźwięk.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Tym bardziej, że i saksofon altowy jest mocny i wyraźny. Ma on lekko obniżone brzmienie, nie jest więc przenikliwy i „blenduje się” z resztą instrumentów. Bo to, tak w ogóle, dość nisko nagrana płyta. Tak, perkusja otwiera mocno wszystko od góry, ale już instrumenty mają raczej ciemny charakter, są raczej dociążone niż wyraziste. Nawet jeśli grają w unisono, jak w wejściu do ˻ 4 ˺ The Quibbie. Nie ma na nich zbyt wiele pogłosu, ale czasem, jak fortepian w tym utworze, dostają go więcej, przez co całość się otwiera i wychodzi dalej w głąb sceny. Nota bene, barwa perkusji jest w tym utworze doskonała!

Sięgam po remaster Jacka Gawłowskiego z 2018 roku i od razu wiadomo, że to zupełnie inne spojrzenie na ten materiał. Znacznie cieplejsze, gęstsze, z mocniejszą kompresją, wyciągającą instrumenty do przodu. Fortepian w The Quibbie (prawy kanał) i trąbka (lewy) są namacalne, niskie, gęste. Kontrabas również ma dogęszczone brzmienie, jest jednak znacząco mniej czytelny i selektywny niż w wersji SACD. Całość robi wrażenie mocniej zlepionej i mniej przejrzystej formy. A jednak to naprawdę fajne granie, z tym że zupełnie inne. W bezpośrednim porównaniu wersja Damiana wygrywa jednak otwarciem, rozdzielczością i różnicowaniem. I, co ważne, o wiele większą przestrzenią, zarówno jeśli chodzi o wymiar w głąb, jak i wszerz.

Barwowo to bardzo podobna wersja, jak remasteru Polskiego Radia z 2005 roku. W zbliżony sposób została potraktowana też dynamika, z podciąganymi instrumentami do przodu i masą dźwięków. Tu kompresja jest jeszcze nieco większa niż w remasterze  z 2018 roku. Wszystko jest blisko nas, nie ma różnicowania głębokości sceny, brakuje też większości pogłosów, które definiują granie z SACD.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Cztery wersje cyfrowe – od góry: 2004, 1989, 2018, 2025

Jeszcze tylko krótkie przypomnienie sobie najstarszej cyfrowej wersji tych nagrań, z 1989 roku i już wiadomo, że Damian Lipiński, zapewne nieświadomie, powrócił do tego brzmienia. Czyli z niską kompresją i z powietrzem między wykonawcami. Zaletą najstarszych remasterów jest to, że bardzo mało ingerowano wówczas w dźwięk. Krążek z recenzowanej serii „Polskie Nagrania Catalogue Selections” ma równie wysoką dynamikę, też jest otwarty na górze pasma, dodaje do tego jednak znacznie lepszą pracę kontrabasu i o wiele wyższą rozdzielczość wysokich tonów. To najlepsza wersja tej płyty, jaka do tej pory powstała, włączając w to oryginalny winyl. Brawo!

» Jakość dźwięku: 9/10
Wyróżnienie: ˻ BIG RED BUTTON ˺

»«

˻ III ˺ WOJCIECH MŁYNARSKI Młynarski w Ateneum. Recital ’86 1987

˻ PROGRAM ˺ 1. Niedziela na Głównym, 2. W co się bawić, 3. Po co babcię denerwować, 4. Przyjdzie walec i wyrówna, 5. Układanka – pucel, 6. Maraton Sopot – Puck, 7. Diatryba, 8. Tak jak malowal pan Chagall, 9. Mam zaśpiewać coś o cyrku, 10. Jestem piłeczką ping-pongową, 11. Ballada o dwóch koniach, 12. Róbmy swoje, 13. Przetrwamy • Bonus: 14. Ballada o Dzikim Zachodzie, 15. Podchodzą mnie wolne numery

Młynarski w Ateneum wydaje się dla tej serii płytą nietypową. Zawiera bowiem muzykę autorską, bliską wprawdzie poetyckiej twórczości Marka Grechuty i Tadeusza Woźniaka, a jednak osobną, mocniej związaną z twórczością estradową, a mniej ze studiem. No i znacznie bardziej ironiczną oraz wyczuloną na bieżące wydarzenia. Wydawca pisze o niej:

Młynarski reagował na rzeczywistość, był jej czujnym obserwatorem, a geniusz literacki pozwalał mu na opisywanie jej w sposób prześmiewczy. W czasach PRL wszystko było polityką, jako że prawdziwa polityka nie istniała. Jedna partia, jeden przekaz. I jedno społeczeństwo, znużone, ale solidarne, któremu klocki nie pasowały do obrazka. Wojciech Młynarski śpiewał: „(…) dajcie nowe klocki, albo zmieńcie ten obrazek”. Recital zamieszczony na tej płycie zarejestrowano w styczniu 1986 roku. Trzeba było czekać jeszcze trzy lata, żeby cała układanka poszła do kosza.
Wojciech Młynarski. «Młynarski w Ateneum. Recital ‘86»,POLSKIENAGRANIA.com.pl, dostęp: 1.04.2025.
Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Album zawiera recital Wojciecha Młynarskiego zarejestrowany przy akompaniamencie pianisty, Tadeusza Suchockiego, w stołecznym teatrze Ateneum w 1986 roku. Tadeusz Suchocki, jak czytamy w materiałach wydawcy, to „nie tylko mistrz swojego instrumentu – i sztuki towarzyszenia soliście – ale też, podobnie jak sam Młynarski, miłośnik jazzu i bossa novy, aranżer i kompozytor”. W książeczce reedycji z 2019 roku Młynarski mówił o nim:

A przede wszystkim [to] stary wyga kabaretowy: z J. Wasowskim i J. Abratowskim akompaniował w ‘Szpaku‘, przez 10 lat współtworzył ‘Dudka‘. Pan Suchocki przy klawiaturze to wyczucie stylu i wielka muzyczna kultura, to elegancja i wdzięk. Warto podkreślić, że mamy z Panem Suchockim wspólne upodobania muzyczne: lubimy stary dobry swing i bossa-novę, lubimy kiedy muzyka skrzy się poczuciem humoru tak jak w niezapomnianych kompozycjach Jerzego Wasowskiego. Szanownym Państwu życzę miłej zabawy i… Róbmy swoje!

Na płycie zarejestrowano najważniejsze i najważniejsze przeboje Wojciecha Młynarskiego: Niedziela na Głównym, W co się bawić, Po co babcię denerwować, Przyjdzie walec i wyrówna, Diatryba, Tak jak malował pan Chagall, Róbmy swoje, Podchodzą mnie wolne numery. Daniel Wyszogrodzki, autor wpisu do książeczki nowego wydania, dodaje że trzy z nich były najważniejszymi utworami „czasu wielkiej nadziei, zwanego karnawałem Solidarności” (s. 5). To, jak mówi, Po co babcię denerwować, Układanka oraz Ballada o maratonie pływackim Sopot – Puck.
Album zawiera dwa nagrania dodatkowe, które nie zmieściły się na wydaniu winylowym, a były wykonane podczas recitalu: Balladę o Dzikim Zachodzie i Podchodzą mnie wolne numery. Pierwotnie zostały one wydane w wersji na kasecie magnetofonowej.

Wydania

Oryginalne wydanie ukazało się w 1987 roku na dwóch nośnikach: na płycie winylowej (SX 2500) z kremową wyklejką oraz na najbardziej wówczas rozpowszechnionym medium, kasecie magnetofonowej (CK 590). Pierwszy cyfrowy nośnik to płyta Compact Disc z 1991 roku. Wytłoczono ją jeszcze w Szwecji – W Polsce nie było wówczas jeszcze tłoczni CD. Kolejna reedycja, z 2000 roku, to już produkt w pełni rodzimy, nadwiślański 🙂 W 2019 roku, pod auspicjami Warner Music Poland, ukazuje się kolejny remaster, również na płycie CD (z fatalną okładką i niby-książeczką). Krążek ten nigdy nie został wznowiony na winylu.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Dźwięk

Połowa lat 80? Koncert? – Wydaje się, że dźwięk będzie co najmniej przeciętny. A nie jest. Już otwierające go oklaski i pokasływania mówią o tym, że jest dobrze. Głos Młynarskiego wprowadzającego nas w ten koncert, jest głęboki, ciepły, niski, pełny. Po prostu – wspaniały. Naprawdę świetnie się tego słucha, jakbyśmy siedzieli niedaleko od dużych kolumn estradowych. Artysta mówi do mikrofonu dynamicznego, a więc nie tak dobrego, jak studyjne, pojemnościowe. A jednak słychać go znacznie lepiej niż powinno.

Kiedy zaczyna śpiewać, czyli kiedy mocniej wpina się kompresor i kiedy realizator otwiera na mikserze kanały fortepianu, głębia i gęstość trochę giną. Ale za to sam fortepian brzmi całkiem głęboko. Pamiętajmy, że to tylko dwa źródła dźwięku (plus widownia), a więc o ograniczonej skali dynamicznej i barwowej. Damian Lipiński w swoim remasterze postawił na ciągłość i pełnię. Nie ma tu miejsca na szaleństwa na górze pasma, ta jest ciemna i raczej ciepła.

Szerokość sceny nadawana jest przez oklaski. Fortepian ma rozłożone ręce po kanałach, ale raczej delikatnie i generalnie słychać go w osi odsłuchu. Czasem, jak w ˻ 3 ˺ Po co babcię denerwować, pokazany jest mocniej w prawym kanale. Na osi jest również, co zrozumiałe, wokal. A jednak te dwa elementy są doskonale różnicowane, niby podobne, ale jednak mające kompletnie różne cele.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Z prawej strony wersja z 2019 roku, a poniżej jej krążek

Z zainteresowaniem wysłuchałem dwóch dodatkowych utworów. ˻ 14 ˺ Ballada o Dzikim Zachodzie rozpoczyna się zapowiedzią, jak zwykle, ale tutaj dźwięk jest gorszy. Słychać nie tylko mikrofon Młynarskiego, ale i mikrofon z widowni i fortepianu, przez co jest on mniej namacalny i nie tak dobry, jak wcześniej. Zresztą już wcześniej, od ˻ 10 ˺ Jestem piłeczką ping-pongową wokal jest przesuwany w tył, podobnie jak fortepian. Sprawia to, że dźwięk jest mniej namacalny i nasycony.

A to znaczy, że płyta ta jest przełamana, jeśli chodzi o dźwięk, na dwie części. Pierwsza to bardzo dobry głos Młynarskiego w zapowiedziach, powiedziałbym – pyszny, i dobry podczas śpiewu. Druga to mniej namacalny dźwięk z większą ilością dźwięków odbitych. Jakbyśmy się przesiedli z pierwszych rzędów gdzieś na koniec sali. Mocniej słychać również coś, co jest – jak się wydaje – układem redukcji szumów, obcinającym lekko atak i wybrzmienie.

Jakość dźwięku: 6-7,5/10

»«

˻ IV ˺ MAREK GRECHUTA Droga za widnokres1972

˻ PROGRAM ˺ 1. Jeszcze pożyjemy, 2. Gdziekolwiek, 3. Może usłyszysz wołanie o pomoc, 4. Wędrówka, 5. Krajobraz z wilgą i ludzie, 6. Pewność, 7. Gdzieś w nas, 8. Droga za widnokres
Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Dwie pierwsze płyty nagrane przez Marka Grechutę, Marek Grechuta & Anawa z 1970 roku i Korowód z roku 1971, odniosły wielki sukces. W tym samym roku na 9. KFPP w Opolu artysta zdobył główną nagrodę za piosenkę Korowód, co tę pozycję potwierdziło i utwierdziło.  Obydwa albumy nagrał z zespołem Anawa. Jak czytamy biografii (również w Wikipedii), w 1966 wraz z Janem Kantym Pawluśkiewiczem założył Kabaret Architektów Anawa (z francuskiego en avant – naprzód), który wkrótce się przeobraził w zespół towarzyszący mu na występach. W październiku 1967 zaliczył publiczny debiut muzyczny, występując z piosenką Tango Anawa na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie; więcej → TUTAJ.

Droga za widnokres była pierwszą próbą usamodzielnienia się, dlatego powstała bez pomocy zespołu.

Jak mówi Daniel Wyszogrodzki, autor wpisu do najnowszej wersji tego albumu, zamiarem Grechuty było połączenie współczesnej poezji z muzyką improwizowaną. Dodaje, że paradoksalnie, to właśnie Korowód naprowadził artystę na „nową drogę”. A skoro improwizacja, to – jazz. Muzyk zaprosił więc do nagrania albumu znanych jazzmanów: Pawła Ścierańskiego (Laboratorium), Pawła Jarzębskiego  (Michał Urbaniak’s Group) i perkusjonalistów – Gawrycha, Kulika i Kalinowskiego.

Nagranie

Grechuta nagrał tę płytę szybko, a to dzięki założonemu celowi – improwizacji. Nagrania powstały w dniach 2-14 listopada 1972 roku w Studiu 12 Polskich Nagrań w Warszawie.  Co ciekawe, zlecenie nagrania – dokument wymagany do podjęcia nagrań – nazywa zespół towarzyszący Grechucie Wiem. Być może była to jednak formalność, ponieważ nazwa ta nie pojawia się na samej płycie.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

W tym samym zleceniu czytamy, że do nagrań wykorzystano magnetofon czterośladowy. Za dźwięk odpowiadali Zofia Gajewska, jako reżyser nagrania, oraz Jacek Złotkowski, jako realizator dźwięku; ten drugi współpracował wcześniej z Czerwonymi Gitarami, Niemenem i z samym Grechutą, a w 1979 roku nagrał z zespołem Laboratorium płytę Quasimodo.

Wydania

Płyta ostała oryginalnie wydana na winylu, zarówno w wersji stereofonicznej (SXL 0947), jak i monofonicznej (XL 0947). Pierwsze wznowienie otrzymała dopiero w 1993 roku i to od razu na płycie CD (Digiton). Znowu dziura i w 2003 ukazuje się remaster w serii „Świecie nasz”. W 2016 dostajemy pierwsze wznowienie na winylu; wersja SACD jest więc dopiero jej trzecim cyfrowym i czwartym w ogóle remasterem.

Dźwięk

Ach, ależ zaskoczenie! Pierwsze uderzenie kontrabasu w prawym kanale i fortepianu w prawym daje pojęcie o tym, jaki to wspaniały dźwięk. Gęsty, duży, mocny i namacalny. A przy tym głęboki tonalnie i dynamicznie. Doskonale, choć w wyraźnie spreparowany sposób, jak przez piec gitarowy, brzmi również, kiedy jest grany – jak we fragmencie ˻ 1 ˺ Jeszcze pożyjemy, jest grany smyczkiem.

Także gitara akustyczna w ˻ 2 ˺ Gdziekolwiek ma obniżone brzmienie. To, generalnie, bardzo nisko ustawiony dźwięk, już na etapie oryginalnego masteringu. Ale nigdy wcześniej nie było to tak ewidentne, a kontrabas nie schodził tak nisko, jak momentami w tym utworze – ani w poprzednim remasterze, ani – tym bardziej – na oryginalnej płycie winylowej. 

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

A blachy perkusji są jednak mocne i otwarte. Już od pierwszych dźwięków tamburynu w Jeszcze…, przez mocną pracę w Gdziekolwiek, nawet w ˻ 3 ˺ Może usłyszysz wołanie  pomoc, gdzie jest ona znacznie bardziej stonowana, po kolejne utwory, w których gra aktywnie, za każdym razem ma ona gęstą barwę, ale i mocno otwartą górę. To resztą cecha szczególna wszystkich remasterów Damiana Lipińskiego – nie boi się grać mocną górą pasma, ponieważ jest ona u niego czysta i rozdzielcza, a nie agresywna. Co pięknie wyszło przy tamburynie w ˻ 4 ˺ Wędrówce. Gęsto, całkiem nisko, mocno.

Nie wspomniałem jeszcze o wokalu, a to przecież najważniejszy element tej płyty. A to dlatego, że jest on ustawiony dość daleko w scenie, podobnie jak na płycie Skaldów. Ma też spory pogłos, co dodatkowo go oddala. Ale i dlatego, że tak duże wrażenie robią tu instrumenty. Są naprawdę świetne w swojej obecności. I nawet jeśli gitara w utworze ˻ 5 ˺ Krajobraz z wilgą i ludzie gitara akustyczna jest zgaszona, to ma jednak całkiem dobry rysunek Doskonale słychać natomiast dzwoneczki. Grechuta w tym utworze brzmi gorzej niż w poprzednich, jakby jego ścieżka była mocniej zniekształcona. Długi pogłos jest czytelny i może to on powoduje, że najważniejsze są gitara, dzwonki i kontrabas – mocny i gęsty. A czasem, jak w ˻ 7 ˺ Gdzieś w nas, wręcz przewalony. Ale w dobry sposób, bardzo rzadko polskie nagrania tego typu pokazują ten instrument w sposób, na jaki zasługuje.

Grechuta wychodzi do przodu dopiero w kończącej płytę ˻ 8 ˺ Drodze za widnokres. Gdybyż za każdym razem tak brzmiał! Co ciekawe, tutaj również jest trochę zniekształcony i ma lekko obcięty atak, jakby zapięto do niego, mocno, kompresor. Ale całość jest całkiem dynamiczna, gęsta i robi duże wrażenie.

» Jakość dźwięku: 7,5-8/10
Wyróżnienie: ˻ BIG RED BUTTON ˺

»«

˻ V ˺ ANAWA, Anawa1973

˻ PROGRAM ˺ 1. Kto wybiera samotność, 2. Człowiek miarą wszechrzeczy, 3. Abyś czuł, 4. Widzialność marzeń, 5. Ta wiara, 6. Będąc człowiekiem, 7. Stwardnieje ci ta łza, 8. Tańcząc w powietrzu, 9. Uwierz w nieznane, 10. Kto tobie dał, 11. Nie przerywajcie zabawy

Zespół Anawa powstał jako odtrutka na sytuację w kraju czasów późnego Gomułki. Utworzony został w 1966 roku i był kabaretem studentów Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej. Dopiero z czasem wyłoniła się z niego grupa wokalna, z której jest znany. To w jego ramach powstały pierwsze utwory Jana Kantego Pawluśkiewicza, współzałożyciela, oraz Marka Grechuty, który dołączył do nich po jakimś czasie.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

W 1969 zespół Anawa zrealizował pierwszą czwórkę dla Pronitu, a następnie, w latach 1970 i 1971, nagrał dwie pierwsze płyty z Grechutą jako liderem. Rok później, latem 1972 roku, po rozstaniu z Grechutą, Jackiem Ostaszewskim i Markiem Jackowskim (dwaj ostatni muzycy wraz z Tomaszem Hołujem stworzyli trio Osjan) wokalistą grupy został Andrzej Zaucha, wcześniej udzielający się w Dżamblach. Z Zauchą jako głównym wokalistą powstał tylko jeden album, recenzowana Anawa. Płyta ta zaliczana jest, paradoksalnie, zarówno do nurtu poezji śpiewanej, jak i rocka progresywnego. Daniel Wyszogrodzki w książeczce nowego wydania pisze:

Album „Anawa” wyróżniał się już z zewnątrz quasi-hipisowską okładką Jana Sawki (artysta podpisał się pod mianem „oprawcy graficznego”), a zawartość muzyczna mogła zaskoczyć nie tylko hipisów, ale i nawet miłośników obu legendarnych albumów Marka Grechuty & Anawa (…). (s. 4)
Nagranie

Płyta został nagrana w Studio 12 Polskich Nagrań w dniach 3-13 grudnia, a więc naprawdę szybko, w 1973 roku. Dźwiękiem zajęła się ta sama para, która nieco ponad rok wcześniej nagrała tam płytę Marka Grechuty Droga za widnokres: Zofia Gajewska, jako reżyser nagrania, oraz Jacek Złotkowski. Wykorzystano do tego czterośladowy magnetofon plus playback, czyli magnetofon dodatkowy.

Wydania

Płytę wydano w wersji winylowej, od razu w wersji stereofonicznej (SX 1066). Pierwsza reedycja to dopiero rok 2003 ale od razu na CD. W 2014 ukazuje się kolejna wersja, a dwa lata później Warner Music Poland wydaje ją na pomarańczowym winylu w serii „Color Limited”. Płyta SACD z remasterem Damiana Lipińskiego jest więc dopiero czwartym wznowieniem tego krążka.

Dźwięk

Anawa jest przede wszystkim i ponad wszystko grupą wokalną. Otwarcie płyty śpiewem a capella w ˻ 1 ˺ Kto wybiera samotność nie jest więc zaskoczeniem. Może nim być głębokie brzmienie, rozłożonych po kanałach, głosów. Dociążono w tej wersji ich niski środek, co daje duży wolumen. Zaraz potem dostajemy jednak potężny, niemal prog-rockowy song ˻ 2 ˺ Człowiek miarą wszechrzeczy, w którym ważny jest chór i wokal prowadzący ponownie rozłożony po kanałach, a nie na osi, ale jeszcze ważniejsze są instrumenty. Ustawiona mocno pośrodku perkusja jest dość daleko, ale jest wyjątkowo czytelna i mocna. Podobnie jak bas. Opis płyty mówi wprawdzie o kontrabasie, ale ja słyszę gitarę basową. Utwór rośnie i jest niesamowicie dynamiczny, a remasterujący płytę Damian Lipiński wydobył z niego potęgę i „gwałtowność”.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Cała płyta ma nisko ustawione brzmienie, nie ma więc mowy o rozjaśnieniach czy jaskrawości. Daje to wrażenie obcowania z gęstym przekazem. Nawet w niemal prog-rockowym ˻ 3 ˺ Abyś czuł, z pięknie pokazaną wokalizą w prawym kanale (w opisie płyty nie ma informacji, kto za nią odpowiada) mamy poczucie mocnej grawitacji. Barwa instrumentów, w tym skrzypiec, położona jest niżej niż zwykle, co jest częścią tego pomysłu. Wokale też są niskie, ale czasem, jak w ˻ 4 ˺ Widzialności marzeń, sybilanty są lekko podkreślone. Nie syczą, ale tylko dlatego, że wokal ma obciętą górę. Ale – są. Otwarcie brzmienia jest zasługą perkusji i gitary, jak w rozpoczęciu utworu ˻ 5 ˺ Ta wiara.

To nie jest czysty dźwięk, jako całość. Doskonale brzmią perkusja i gitara basowa. Wokale prowadzące mają jednak wysoką kompresję i nie są tak specjalnie klarowne. Ale ten remaster wydobywa z niej mnóstwo gęstości i pełni. Wraz z brudem, który jest na samej płycie, ale – coś za coś. A nie mamy przy tym, niemal w ogóle, szumu. Te są mocno słyszalne w remasterze Marty Lizak z 2014 roku. I to w takim zestawieniu słychać, jak doskonałą pracę wykonał Lipiński.

To, o kilka długości, najlepsza wersja płyty Anawa, jakie możemy dostać. Wszystkie poprzednie są dość płytkie, a ich kontrabas brzmi trochę jak guma od majtek – może i gruba, ale jednak guma. I wokale, które trochę skrytykowałem, są na wszystkich wcześniejszych wydaniach jeszcze bardziej „brudne”. Czystość, nasycenie, pełnia i gęstość – to rzeczy, które dostaniemy tylko w wersji wydanej w tym roku na SACD.

» Jakość dźwięku: 7-7,5/10
Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Po prawej i pod spodem wersja z roku 2014
Podsumowanie

Kolejna piątka, jak zwykle – bardzo ciekawa. Topowo wypadły tym razem płyty Seant sekstetu Trzaskowskiego, oraz Poza widnokres Grechuty. Obydwie są najlepszymi wersjami tych płyt, jakie do tej pory powstały. Na płycie jazzowej szczególnie duże wrażenie robi rozdzielczość blach i dynamika całości, wcześniej wyraźnie zgaszona. A z Grechutą ten bas… Tak to powinno brzmieć! Nieprzypadkiem zdecydowaliśmy się tym razem nagrodzić obydwa remastery.

Ale i pozostałe krążki są wysokiej próby, nawet z założenia gorszy materiał na płycie Młynarskiego, tym bardziej, że jego głos, pomiędzy utworami jest wręcz hipnotyzujący. Skaldowie i Anawa są znacząco lepsi niż we wszystkich wcześniejszych remasterach na CD i momentami lepsi nawet niż na oryginalnych płytach LP – a to wiele mówi o tym, jak dobrą robotę, po raz kolejny, wykonał Damian Lipiński.

»«

Post Scriptum z boxem

Jednym z wyznaczników zaangażowania Polskich Nagrań w serię „Polskie Nagrania Catalogue Selections” jest fakt przygotowania przez wydawnictwo specjalnych boxów przeznaczonych na wchodzące w jej skład płyty. Rozpoczęło je pudełko na jedenaście tytułów Niemena, następne było pudełko „ogólne”, bez przyporządkowanych płyt, do którego dołączył boksik na sześć krążków zespołu SBB.

Zaprezentowany 3 marca „Polish Jazz” jest więc już czwartym opakowaniem z serii. Co świadczy o tym, że wydawca ma mocne postanowienie wydać wszystkie 75 tytułów, które przewidział. A, jak wiemy, z długimi seriami jest tak, że rzadko kiedy są w pełni realizowane – patrz seria „Polish Jazz” w remasterze Jacka Gawłowskiego, rozpoczęta w 2016 roku i zarzucona gdzieś w okolicy połowy.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
JAK SŁUCHALIŚMY • Odsłuch został przeprowadzony w systemie referencyjnym „High Fidelity”. Płyty odtwarzane były na odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, a płyty LP na gramofonie SME Model 60 z przedwzmacniaczem RCM Audio. Sygnał przesyłany był do lampowego przedwzmacniacza liniowego Ayon Audio Spheris III i wreszcie do wzmacniacza mocy Soulution 710 oraz kolumn Harbeth M40.1. Okablowanie – Crystal Cable Absolute Dream, Siltech Triple Crown, z zasilaniem Siltech, Acoustic Revive i Acrolink.

POLSKIENAGRANIA.com.pl

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”

«●»

Poprzednie

Następne