Czerwone Gitary, Breakout, Lady Pank, Rodowicz, Sośnicka (x 2) na płytach SACD • ˻SERIA 6˺ ⸜ RECENZJA

9 sierpnia otrzymaliśmy szóstą część serii „Polskie Nagrania Catalogue Selections”.

„Polskie Nagrania Catalogue Selections”, to seria przygotowana wspólnie przez Warner Music Poland, właściciela Polskich Nagrań, oraz sieć salonów Empik, mająca uświetnić jej 75. urodziny, wydawana na hybrydowych krążkach SACD. Są to płyty będące najważniejszymi zapisami polskiej muzyki rockowej i popowej. Recenzujemy  ˻SERIĘ 6˺.

tekst WOJCIECH PACUŁA

zdjęcia „High Fidelity”

Czerwone Gitary, Breakout, Lady Pank, Rodowicz, Sośnicka (x 2) • ˻SERIA 6˺

Wydawca:

Polskie Nagrania MUZA

Warner Music Poland | Polskie Nagrania

Format: SACD/CD
Premiera: 9 sierpnia 2024
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA

Jakość dźwięku: 7-9,5/10

POLSKIENAGRANIA.com.pl

W kolejnej odsłonie serii znajdziemy trzeci album zespołu Czerwone Gitary z 1968 roku, zatytułowany po prostu 3, debiut zespołu Breakout Na drugim brzegu tęczy, pochodzący z roku 1969, trzeci longplay w dyskografii zespołu Lady Pank LP 3 (1986), wydaną w tym samym roku płytę Maryl Rodowicz Gejsza nocy, a także dwie pozycje z katalogu Zdzisławy Sośnickiej: Aleję gwiazd, wydaną w 1987 oraz, Serce z 1989 roku:

» ˻ 1968 ˺ Czerwone Gitary 3, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 23948 3 5

» ˻ 1969 ˺ Breakout Na drugim brzegu tęczy, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 23948 2 8

» ˻ 1986 ˺ Lady Pank LP 3, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 23948 1 1

» ˻ 1986 ˺ Maryla Rodowicz Gejsza nocy , Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50217 3 23948 4 2

» ˻ 1987 ˺ Zdzisława Sośnicka Aleja gwiazd, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50541 9 79791 1 8

» ˻ 1989 ˺ Zdzisława Sośnicka Serce, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 50541 9 79790 8 8

W szóstej części serii znajdziemy więc dwie płyty z końca lat 60., ale o kompletnie różnej estetyce, oraz cztery z drugiej połowy lat 80. Z przebojowymi, nasyconymi elektroniką płytami Zdzisławy Sośnickiej skonfrontowano rockowe granie Lady Pank oraz równie hitowe, ale bardziej eklektyczne stylistycznie, piosenki z płyty Maryli Rodowicz. W wyborze tym mamy zarówno głosy męskie, jak i kobiece.

Remaster

Seria „Polskie Nagrania Catalogue Selections” ma wspólną estetykę dla wszystkich tytułów. Krążki wydano w zwykłych plastikowych pudełkach na które nanoszone jest jednak obi z dodatkowymi opisami. Okładki nie do końca trzymają się oryginalnych wydań LP, ponieważ mają zmienione logotypy, a ich tylne strony są zupełnie inne; oryginalne są reprodukowane z tyłu książeczki. Jest to edycja limitowana, tłoczonych ma być tylko 2000 sztuk każdego tytułu. W książeczkach znajdziemy obszerne eseje, a także zdjęcia dokumentów związanych z nagraniami; nie mamy zdjęć pudełek taśm, ani samych taśm.

Za remaster całej serii odpowiedzialny jest DAMIAN LIPIŃSKI. Jak mówi, materiały otrzymuje albo w postaci analogowych taśm „master”, które zgrywa sam, albo w plikach hi-res zgranych przez wydawcę. W pierwszym przypadku sygnał zapisuje w postaci plików DXD (PCM 24/352,8), a w drugim upsampluje go do tej postaci – w taki sposób jest później obrabiany w cyfrowej stacji DAW. Nowy master był na końcu konwertowany do DSD; na potrzeby warstwy CD Damian wykonywał osobny master z plików DXD. Więcej o nim samym i o stosowanych przez niego technikach, w sprawozdaniu ze 145. spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego → TUTAJ. Z kolei przy okazji recenzji ˻ SERII 3 ˺ masteringowiec opisał z detalami procedurę przygotowania materiałów do publikacji, a także przybliżył tematykę używanych przez siebie urządzeń, więcej → TUTAJ.

Jak zwykle tak i tym razem zapytaliśmy Damiana o kilka dodatkowych rzeczy.

»«

Kilka prostych słów…

DAMIAN LIPIŃSKI

inżynier dźwięku

Standardowo, materiał do wszystkich wydań to digitalizacja taśm matek w formacie PCM 176,4 kHz/24 bity stereo. Master DSD generowany z DXD, master CD to downsample masteru DSD.

˻ I ˺ Czerwone Gitary – materiał bardzo różnorodny i aż dziewięć (!) bonusów.. To prawie drugie tyle, co nagrań na płycie. Ale to, jako całość, kłopotliwy materiał. Część nagrań w zasadzie nie ma linii basu, a w części jest bardzo schowany. Co nie przeszkadza, żeby w kolejnej części nagrań bas jednak się pojawiał. Cztery ostatnie nagrania bonusowe – zakładam, że pierwszy raz – pochodzą z taśm z pierwotnej rejestracji do wydań SP7. Do tej pory były wznawiane ze zgrań będących kopiami rozsianymi po różnych późniejszych taśmach. Skąd się wzięło to podejrzenie, zostawię dla siebie 🙂 Ale tutaj, po raz pierwszy, mają one właściwy timing i pierwotne brzmienie.

˻ II ˺ Breakout – nie mam nic do napisania 🙂 Mam nadzieję, że wyszło ładnie. Jak dla mnie, najlepiej brzmi nagranie bonusowe.

˻ III ˺ Lady Pank – podobnie, jak w przypadku Breakoutu, nie mam nic szczególnego do napisania.

˻ IV ˺ Rodowicz – bardzo lubię te nagrania, to taka najfajniejsza jej ejtisowa płyta. Same przeboje, lekkie łatwe i przyjemne, kompozytorsko to popis głównie Krajewskiego i śp. Korzyńskiego. Bez dwu zdań mistrzostwo świata, z nieśmiertelnym Niech żyje bal na czele, tutaj również w wersji anglojęzycznej jako bonus. Mastering wykonałem z akcentem na dół pasma, tak żeby było dyskotekowo i tanecznie. Płyta różnorodna brzmieniowo, ale spójna jako całość. 

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Reprodukcja sprawozdań z sesji nagraniowych w książeczce płyty Czerwonych Gitar

˻ V | VI ˺ Zdzisława Sośnicka – temat, w który pani Zdzisława bardzo się zaangażowała i była krytyczną recenzentką, jednak udało się wypracować wspólną wersję brzmieniową. To profesjonalistka i uwagi, które przekazywała były bardzo merytoryczne, takie, które łatwo było zrozumieć. Może nie zawsze się zgadzaliśmy co do wizji, ale na pewno można ją było zrozumieć. To bardzo ułatwiało współpracę i wypracowanie końcowego brzmienia utworów. To są bardzo ładnie, spójnie grające płyty. Serce nawet dzisiaj brzmi bardzo komercyjnie i bardzo lubię brzmienie tej płyty. W pewnym sensie może nawet najbardziej z tego, co ukazało się dotychczas w całej serii SACD. DL

»«

˻ I ˺ Czerwone Gitary 3 ˻ 1968 ˺

Czerwone Gitary 3 to trzecia i najbardziej przebojowa płyta zespołu, wydana w 1968 roku. Rok później grupa otrzymała na MIDEM w Cannes trofeum, za największą liczbę sprzedanych płyt w kraju, z którego pochodzi wykonawca. Tę samą nagrodę otrzymał wóczas zespół The Beatles.

W 1966 roku Czerwone Gitary wydały swój debiutancki album pt. To właśnie my, który sprzedał się w liczbie 160 000 egzemplarzy, za co otrzymał certyfikat srebrnej płyty. W 1967 ukazuje się album Czerwone Gitary 2, który znalazł jeszcze więcej zainteresowanych, ponieważ sprzedano 250 000 sztuk. Recenzowany przez nas album Czerwone Gitary 3, za którego sprzedaż w ponad 300 000 egzemplarzy otrzymali certyfikat złotej płyty, znalazł się w sklepach w 1968 roku.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Dwa lata później zespół opuszcza Krzysztof Klenczon, zakładając niedługo później zespół Trzy Korony; o tym etapie jego twórczości → TUTAJ. Od 1970 grupa nagrywa jako kwartet , w którym głównym autorem muzyki zostaje Krzysztof Krajewski.

Czerwone Gitary 3 była pierwszą w historii polskiej fonografii płytą z muzyką rozrywkową wydaną w formie albumu; okładka miała trzy części, a płyta wsuwana była od środka do jednej z nich. Tego typu obwoluty, nazywane „clap”, były bardzo niewygodne w użytkowaniu i szybko się niszczyły. Kupno ładnej wersji jest więc naprawdę trudne. Przypomnijmy, że z podobnymi problemami musieli się zmierzyć nabywcy albumu Niemen (zw. Czerwony Niemen) w 1971 roku – w tym przypadku kolejne dodruki miały już klasyczne okładki typu gatefold.

Z okładką płyty Czerwonych Gitar wiąże się też jeszcze jedna ciekawostka – tak naprawdę ma ona dwie wersje. Najbardziej znana jest ta, która została wydrukowana na zewnętrznej części, z muzykami w żabotach na zaaranżowanej scenie, jak w studiu telewizyjnym. Pod spodem znalazła się jednak, moim zdaniem o wiele ciekawsza, okładka, na której muzycy uchwyceni zostali na tle rozmazanego tramwaju (przypominają sobie państwo okładkę płyty Gdynia? – Proszę rzuć okiem → TUTAJ). Dla „oficjalnych czynników” przeznaczona była ta pierwsza, a dla fanów druga i mogli oni samodzielnie zdecydować, która znajduje się na wierzchu.

Reedycje

Płyta ukazuje się w dwóch wersjach, monofonicznej (XL 0479) i stereofonicznej (SXL 0479). Materiał został zarejestrowany przez JANUSZA URBAŃSKIEGO i KRYSTYNĘ URBAŃSKĄ. Nagrania powstały bardzo szybko, bo pomiędzy 21 i 30 marcem 1968 roku i wykonano je na magnetofonie czterośladowym, tym samym, na którym później zapisano płytę zespołu Breakout.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Z tyłu oryginalne wydanie monofoniczne LP, z prawej wydanie CD Warner Music Poland z 2014 roku

Pierwsza reedycja to już rok 1971, ale to reedycja monofoniczna (podaję za Discogs). W 1985 materiał ten ukazuje się na stereofonicznym LP w ramach serii „Z Archiwum Polskiego Beatu”. I dopiero w 1992 roku Digiton wydaje reedycję cyfrową, z remasterem cyfrowym (na co wskazuje kod SPARS). W 2014 Warner Music Poland wydaje reedycję analogową, z potrójną okładką, jak w oryginale, i z remasterem cyfrowym. Trzy lata później ukazuje się wersja na CD, zapewne z tym samym materiałem, który posłużył to nacięcia płyty LP. Niestety nie znamy jego autora. Płyta SACD jest więc dopiero trzecią wersją na płycie optycznej.

Dźwięk

Big beat to specyficzna odmiana rocka, przepuszczona przez nadwiślańską wrażliwość i możliwości, także w kontekście politycznym. A jednak miała miliony zwolenników, ludzi chcących się bawić i na chwilę zapomnieć o otaczającej ich rzeczywistości. Dźwięk płyty Czerwonych Gitar poszedł właśnie w tym kierunku. Słuchając oryginalnego wydania LP, zarówno stereofonicznego, jak i monofonicznego nie da się nie zauważyć, że chodziło o to, aby jej brzmienie było wyraźne i selektywne. Wokale są więc podkreślone, szczególnie przez mocniejszy wyższy zakres średnicy.

Równie wyraźnie słychać gitarę umieszczoną, w zależności od utworu, w lewym – ˻ 2 ˺ Takie ładne oczy – lub prawym kanale – ˻ 3 ˺ My z XX wieku. W tym ostatnim utworze została ona przesunięta, ponieważ w po lewej stronie znalazły się instrumenty w tego typu muzyce nieczęste: wiolonczela i puzon, a w ˻ 11 ˺ Jedno życie cała orkiestra symfoniczna oraz sekcja dęta. Mocno podcięto również bas, który został przez realizatorów umieszczony wspólnie z perkusją w prawym kanale.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Druga wersja okładki, ta „chłopacka”

Remaster Damiana zachował te zależności. Aż widzę go z palcem nad wirtualną gałką programu, dzięki której całość nabierze masy i głębi. Takie działania są jednak nie do końca uprawomocnione. Nie tak tej muzyki bowiem słuchano. O ile z jazzem i klasyką głosowałbym za doprowadzeniem dźwięku w kierunku jak największej naturalności, otworzyłbym te nagrania przed wszelkimi zabiegami, które by to gwarantowały, o tyle w przypadku muzyki popularnej naznaczonej „duchem czasu” przyjmuję obydwie te możliwości jako równoprawne.

Najnowszy remaster spełnia więc podwójną rolę. Po pierwsze pokazuje instrumenty w dalece bardziej rozdzielczy sposób niż wcześniej, a więc również ich naturalną barwę. Ale też, to po drugie, nie zmienia balansu tonalnego. Czasem, jak we wspomnianym My z XX wieku, szczególnie w końcówce, robi się ciężej, także kiedy w ˻ 4 ˺ W moich myślach Consuelo wokal Seweryna Krajewskiego jest mocno wyeksponowany, całość nabiera wagi. Ale tylko na chwilę. W tym ostatnim utworze ładnie słychać organy, podobnie jak wcześniej wiolonczelę, słyszane w lewym kanale. Gitara w prawym jest tutaj słabiej otworzona od góry pasma niż wcześniej, co ładnie współgra z organami.

Wokal Krajewskiego jest otwarty, sporo w nim sybilantów. Tak to brzmi w oryginale i tak to zostało zachowane. Ale to sybilanty innego kalibru niż wynikające z podkreślenia podczas masteringu, jeśli tak mogę powiedzieć. We wszystkich wcześniejszych wydaniach, czy to analogowych, czy cyfrowych, są one dość ostre. Otwiera to brzmienie, ale też nieco uwiera przy słuchaniu na sensownym sprzęcie, innym niż samochodowy zestaw muzyczny czy radyjko w kuchni. Także dźwięk harmonijki otwierającej ˻ 5 ˺ Jeśli tego chcesz i ˻ 10 ˺ Gdy kiedyś znów zawołam cię został do tego brzmienia dostosowany. To jest do brzmienia otwartego, ale i gładkiego. Nawet przesunięta tu do lewego kanału gitara elektryczna jest lekko ocieplona.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Po lewej nowa wersja SACD, a po prawej i pod spodem wersja Digitonu

To bowiem rzecz charakterystyczna dla tego remasteru. Z jednej strony dostajemy dźwięk typowy dla lat 60. w polskiej muzyce rozrywkowej, przez wielu producentów kontynuowany głęboko w lata 80., a z drugiej słychać zabiegi mające na celu pogłębienie brzmienia, przez oddanie jak największej ilości informacji. Po raz pierwszy słyszę tak dobre brzmienie perkusji, wcześniej brudnej i mało wyrazistej, a jednak jasnej. Równie fajnie słychać wokale, zarówno Krajewskiego, jak i chórków. Nawet pianino elektryczne (lub organy o tym dźwięku) otwierające ˻ 7 ˺ Dozwolone od lat 18-tu jest po prostu ładne.

To chyba najlepsza bigbitowa płyta, zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i dźwięk, jaką znam. Ma mocno ścięty bas, a jednak instrumenty mają dobrą głębię, nawet gitary, zarówno kiedy ich dźwięk przypomina brzmienie gitary akustycznej, jak i jednoznacznie elektryczne, jak we wspomnianym Dozwolone…, czy ˻ 9 ˺ Kwiaty we włosach. Ten ostatni kawałek jest zresztą znacznie mniej selektywny i klarowny niż poprzednie, jakby pochodził z zupełnie innej sesji. Jest tu za to, w prawym kanale, prawdziwa gitara elektryczna, której odpowiada w refrenie akustyczna w kanale lewym.

Realizacja tego album w wersji stereofonicznej jest dość archaiczna, bo stereofonia jest tu pomyślana jako rozłożenie elementów skrajnie po kanałach. Na środku mamy wokale, po prawej perkusję i gitarę basową, ledwo słyszalną, a po lewej gitarę akustyczną, czasem elektryczną i inne instrumenty.

I, dodam, rzeczywiście – bonusy brzmią rewelacyjnie, o czym poniżej.

» PORÓWNANIA • ˻ A ˺ Digiton DIG 102 ⸜ 1992 \ ˻ B ˺ Warner Music Poland 9 57410 7 ⸜ 2020

Duża część najważniejszych nagrań polskiej muzyki została w latach 80. i początku 90. zremasterowana i wydana przez wytwórnię Digiton. I są to zazwyczaj jedne z lepszych edycji tych nagrań. Dopiero najnowsze wydania, a wcześniej punktowo inne, dorównywały im pod względem spójności strukturalnej dźwięku, jego uporządkowania, a także barwy.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Tylna strona okładki nowego wydania SACD

Nie inaczej jest i z płytą Czerwonych Gitar. Szum w wersji Digitonu z 1992 roku (to remaster cyfrowy) jest z nimi nieco wyższy niż w nowszych realizacjach, to pewne. Ale też dźwięk jest bardzo fajny, spójny, po prostu ciekawy. Przynajmniej jeśli chodzi o podstawowe nagrania. Utwory dodatkowe wydają się jednak mniej rozdzielcze, jaśniejsze i wydają się nie aż tak dobre, jak te z podstawowej listy. Remaster Damiana Lipińskiego wydobywa z nich gęstość, faktury, po prostu muzykę. Po raz pierwszy brzmią one tak dobrze. Także i te podstawowe są na SACD bardziej rozdzielcze, gęstsze i bardziej nasycone.

Dlatego też tak nieprzyjemnym zaskoczeniem był dla mnie remaster z 2017 roku. Na okładce płyty nie ma informacji, kto go wykonał, ale zrobił to głównie kompresując sygnał. Dźwięk jest przez to głośniejszy, bardziej dobitny. Ale też płaski dynamicznie i barwowo. Tak, barwa jest bardzo niedobra. Wycięto część wyższego środka, a jednak brzmienie jest lekkie, nie ma w nim nasycenia, które tak fascynuje w remasterze SACD. To naprawdę nieudana interpretacja tego materiału.

»«

˻ II ˺ Breakout Na drugim brzegu tęczy ˻ 1969 ˺

Na drugim brzegu tęczy jest debiutanckim albumem grupy Breakout, który został wydany w 1969 roku przez wytwórnię Pronit; ciekawe, ale na współczesnych reedycjach jej logo jest zamienione na logotyp Polskich Nagrań. Wcześniejsze nagrania, z lat 1968-1969, wydał krakowski Kameleon Records (KAMCD 42). Na, wydanej w 2016 roku, płycie Za Siódmą Górą. Radio Sessions & Live Recordings 1968-1969 znajdziemy aż pięć (!) wersji utworu Gdybyś kochał, hej!. Przystępując w dniach od 20 do 31 marca 1969 roku do nagrań materiał był już więc dobrze ograny.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Jak w książeczce towarzyszącej nowemu wydaniu pisze Michał Wilczyński, „ich fonograficzne początki były zorganizowane w sposób iście zachodni”. Chodzi o to, że wraz z płytą LP wydano singiel ze starannie zaprojektowaną okładką, na którym na stronie B znalazł się utwór Za siódmą górą, który nie zmieścił się na longplayu. Ciekawostką związaną z tym utworem jest fortepian, na którym zagrał gościnnie Józef Skrzek.

Za realizację dźwięku debiutu odpowiadają WOJCIECH PIĘTOWSKI, jako reżyser nagrań, oraz HALINA JASTRZĘBSKA-MARCISZEWSKA, w roli operatora dźwięku. Materiał został zarejestrowany na magnetofonie czerośladowym, ale nie wiadomo, czy wykonano międzyzgrania, czy od razu zarejestrowano całość na czterech śladach.

Reedycje

Oryginalnie album został wydany w wersji monofonicznej (XL 0531), a po jakimś czasie również stereofonicznej (SXL 0531), co było w tamtych czasach normą.

Pierwsza reedycja albumu na winylu to dopiero 1986 rok (!), kiedy to Na drugim brzegu tęczy wchodzi w skład serii „Z Archiwum Polskiego Beatu”. Z kolei na pierwszą reedycję cyfrową trzeba było czekać aż do 1991 roku, kiedy to remaster wykonuje wydawnictwo Digiton. Z kodu SPARS wynika, że był to remaster analogowy. Płyta została wytłoczona w Berlinie, ale nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za dźwięk. W roku 2007 ukazuje się remaster Polskich Nagrań, wykonany przez Bogdana Żywka i Piotra Nalepę, syna lidera, w 24-bitowej technice. Płyta ukazała się w ładnej wersji mini LP. Ten sam materiał został ponownie wydany w 2020 roku, ale już w formie digipacku. Wersja SACD jest więc dopiero czwartym remasterem tego materiału wogóle i trzecim na potrzeby wydawnictwa cyfrowego.

Dźwięk

Płyta Breakoutu ma gęsty, bluesowy sound. Już otwierająca ˻ 1 ˺ Poszłabym za tobą  gitara elektryczna, słyszana w lewym kanale, i basowa w prawym nadają całości głębi i masy. Ale kiedy wchodzi wokal Kubasińskiej robi się lżej, jaśniej. Ciekawe, ale w kontraście do barwy głosu, brzmienie fletu w połowie kawałka jest ciepłe i niskie. Nie ma tu rozjaśnienia, podkreślenia ataku. To, tak w ogóle, płyta przygotowana pod kątem nieco zadymionego, ciemnego brzmienia.

Doskonale słychać to na przykładzie perkusji, chociażby w sekwencji otwierającej ˻ 2 ˺ Nie ukrywaj – wszystko wiem i w zwrotce. Ma ona niską barwę i jest dość daleko w miksie. Realizatorzy wyraźnie podkreślili brzmienie gitary elektrycznej i basu, a wokal jest nieco z tyłu. Ale jeszcze dalej jest, wspomniana, perkusja. Ma ona przez to głębię, której nie pamiętam z wcześniejszych wersji tego albumu. A jest przy tym rozdzielcza, rzecz dla remasterów Damiana charakterystyczna.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Fragment książeczki nowego wydania SACD

Także saksofon Nahornego w tytułowym ˻ 3 ˺ Na drugim brzegu tęczy, ustawiony na osi odsłuchu, jest ciepły i gęsty. Ale, nic na to nie poradzę, najbardziej podoba mi się bas. Jest on bardzo dobrze zagrany, w oryginale też wyraźnie wyciągnięty do przodu, ale w wersji na płycie SACD jest do tego świetnie nasycony i dynamiczny. Pamiętacie państwo, co mówiłem o „przydymionej atmosferze”? Tak ten utwór brzmi, ale właśnie z mocną podstawą basową.

Ale włąśnie tutaj przekaz ma także głębię, dzięki której „widzimy” instrumenty przez ten dym wyraźniej. To naprawdę ciekawe rowziązanie, ponieważ pozwala różnicować brzmienie, wprowadzać nowe elementy, jak chór Alibabek w ˻ 4 ˺ Czy mnie jeszcze pamiętasz, mocny pogłos na wokalu Kubasińskiej w pierwszej części utworu, a nawet lekkie przesunięcie jej wokalu w lewo (na początku utworu).

Cała płyta jest zanurzona w dość długim pogłosie, ale nie zawsze takim samym. Zaczynający się z wyciszenia, jakby to była część jamu, Czy mnie jeszcze… ma zarówno krótkie pogłosy, jak i długie – na wokali i saksofonie. Remaster Damiana zachowuje te różnice, przez co płyta jest po prostu ciekawa. A jednocześnie to płyta bardzo spójna dźwiękowo. Z jednej strony ciepła, a z drugiej selektywna.

Narzędzia, po które sięgnął remasterujący je realizator pozwalają na jej bardzo przyjemny odsłuch, zarówno w cichych partiach, jak i głośnych, że przywołam rozpoczynający ˻ 6 ˺ Masz na to czas pochód perkusji, basu i gitary. Bas jest tu bardziej wtopiony w miks, nie jest więc instrumentem solowym, tym wydaje się – zaskakujące – perkusja, wspomagana przez gitarę.

Ładnie to słychać, naprawdę ładnie. Kiedy więc docieramy do przeboju przebojów, czyli do ˻ 7 ˺ Gdybyś kochał, hej!, gdzie perkusista wybija rytm na małym, zgaszonym dzwonku, kiedy Kubasińska śpiewa unisono z Nalepą, nie dostajemy nagle jazgotu. Wręcz przeciwnie, to bardzo wyciszona wersja, jeśli chodzi o górę pasma, w niczym nie przypominająca tego, co słychać w rozgłośniach radiowych. To tutaj bas rozłożono skrajnie po kanałach, za pomocą afektu, co nadaje całości głębi i mocy.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
 ⸜ Trzy najważniejsze wersje cyfrowe (zgodnie z ruchem wskazówek zegara): wersja SACD, Polskie Nagrania z 2020 i Digiton z 1991 roku

Męski chór, jak zakładam to kilka ścieżek z głosem Nalepy, otwierający ˻ 8 ˺ Powiedzieliśmy już wszystko, ma długi pogłos, jest ciemny, a jednak czytelny. To rzecz charakterystyczna dla wszystkich remasterów z serii „Polskie Nagrania Catalogue Selections”. Nawet kiedy pod wyraźnym, jasnym wokalem wchodzi delikatnie flet Nahornego, zabieg ten zostanie za chwilę powtórzony w ˻ 9 ˺ Gdzie chcesz iść, to nie ginie on, ma gładkie, jedwabiste brzmienie.

Perkusja, naprawdę fajna, jest zgaszona, dość daleko w miksie i lekko w lewym kanale. A mimo to ma się wrażenie jej trójwymiarowości. Także przypisanie gitary do lewego kanału,  a basu do prawego nie powoduje, że odbieramy tę realizację jako archaiczną, a po prostu jako naturalną. Kończący płytę, króciutki ˻ 10 ˺ Po ten księżyc został wystylizowany na muzykę popularną lat 40. i jest humorystycznym podsumowaniem całości. Zaczyna go nabijanie przez Nalepy rytmu. Mało go w podstawowym składzie, dlatego tym fajniej słucha się jego głosu w bonusowym ˻ 11 ˺ Za siódmą górą. Choć wtedy jeszcze tego nie wiedział, Nalepa stanie się wkrótce nie tylko gitarzystą, ale i wokalistą o charakterystycznym, ciepłym głosie. Świetna płyta o znakomitym, ciepłym i rozdzielczym dźwięku.

» PORÓWNANIA • ˻ A ˺ Digiton DIG 102 ⸜ 1991 \ ˻ B ˺ Polskie Nagrania | Warner Music Poland PNCD 988 ⸜ 2020

Ponownie remaster Digitonu okazuje się bardzo udany. Bardzo ładne został na nim zachowany mocny, gęsty bas, jak i otwarta góra pasma. Materiał nie jest specjalnie mocno skompresowany, a dźwięk jest naprawdę bardzo, jak na początek lat 90., rozdzielczy. To naprawdę dobra interpretacja tego materiału, przypominająca to, co znamy z oryginalnego wydania LP.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ I jeszcze raz, te same wydania, ale z widokiem na krążki

Od wersji na SACD odróżnia się mniejszą selektywnością, lekkim zabrudzeniem uderzenia i ogólnie większą „lepkością”. W tym sensie, że choć wersja Damiana Lipińskiego jest wyraźniejsza, to jednocześnie jest też głębsza tonalnie, więcej się na niej dzieje. Ale, ponownie, to nie są jakieś różnice, które by wersję Digitonu dyskwalifikowały. Jest wprost przeciwnie. Jeśliby miał wybierać, to chciałbym mieć obydwa ujęcia tego materiału – Digitonu i Damiana.

W tej pierwszej brakowało mi lepszego wglądu w nagranie i niższego basu. Nie byłby to jednak brak dojmujący, ponieważ to bardzo vintage’owe granie. Materiał na SACD jest znacznie bardziej rozdzielczy, a przy tym ciemniejszy. I wokal Kubasińskiej jest wyraźniejszy, a jednak nie jest krzykliwy. A z tym mają problem niemal wszystkie wydania i większość płyt tego zespołu.

Wersja Bogdana Żywka i Piotra Nalepy z 2007 roku, powtórzona na wydaniu z roku 2020, jest jeszcze inna, choć też fajna. Wysokie tony zostały w niej wyraźnie wycofane i słychać dążenie do uspokojenia przekazu. Wokal jest tu wtopiony w tło i mniej wyraźny niż w wersji Digitonu, jest również o wiele mniej obecny niż to, co przygotował Damian Lipiński. Całość jest lżejsza, ale nie przez obcięcie basu, a przez jego mniejszą klarowność. Wydaje mi się, że to remaster, który miał być vintage’owy w wyrazie, ale też wyraźniejszy niż to, co proponowały wcześniejsze wersje. Mógłbym słuchać też i tej wersji.

»«

˻ III ˺ Lady Pank LP 3 ˻ 1986 ˺

Jak w książeczce towarzyszącej nowemu wydaniu pisze Łukasz Hernik, trzeci album Lady Pank „miał być bezpieczną przystanią, w której zespół Jana Borysewicza skrył się po burzy sukcesów wywołanej przez dwie pierwsze płyty”.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Jak dalej czytamy, był to pierwszy album zespołu zrealizowany dla Polskich Nagrań w warszawskim studiu wytwórni mającym siedzibę przy ul. Długiej. Został nagrany dość szybko, w studiu nr 12, bo sesje miały miejsce w dniach od 18 listopada do 20 grudnia 1985 roku; ich produkcją zajęli się ANDRZEJ SASIN i ANDRZEJ LUPA. Nie wiadomo ile śladów było użytych (zapewne 16), ale na protokole wykonania widnieje dopisek, że wykonano też międzyzgrania – była to więc dość rozbudowana produkcja.

Reedycje

To bardzo rzadko wznawiana płyta. Oryginalnie ukazała się na płycie LP (SX 2286) i kasecie, a pierwsza reedycja – i to kasetowa – to dopiero 1994 rok. W 2007 roku ukazuje się wersja MTJ na CD, a w 2018 na LP – tu ciekawostka, była to płyta DMM, czyli zamiast lakieru nacięto miedzianą płytę. Wersja SACD jest więc dopiero drugim krążkiem cyfrowym.

Dźwięk

Brzmienie LP 3 jest dość charakterystyczne dla lat 80. Czyli mało selektywne i z mocno wtopionym w miks wokalem. Ma ono obniżoną wyższą średnicę, przez co trudno wydobyć z niej selektywność, chyba że rozjaśniając całość. Ale dlatego tak wspaniale brzmi nowy remaster Lipińskiego. To jest niskie i ciemne brzmienie, ze zgaszoną perkusją i wyraźnymi gitarami. Ale też rozdzielcze.

Powtarzam to chyba przy każdej płycie tego zestawu, ale to rzecz najważniejsza: najnowszy remaster wydobywa z nagrań nie tyle dźwięki, co informacje o nich. Nie ma więc ostrego ataku, co może się wydawać mocno zachowawcze, a nawet nieprawidłowe. Szczególnie wychowanym na „wieżach” w których soprany i basy były odkręcone na maksimum, podbite przełącznikiem „kontur”. Jestem jednym z nich, a jednak wcale mi to nie przeszkadza.

Wokal Panasewicza, którego miejsce w miksie jest ustalone przez dwa pierwsze utwory, ˻ 1 ˺ Made in Homo oraz ˻ 2 ˺ Ludzie z Marsa, został przez Damiana oczyszczony z brudnego nalotu, ale ani nie został przez niego rozjaśniony, ani też nie został wyciągnięty na wierzch. Z jednej strony to kontynuacja tego, co było na oryginalnym wydaniu LP, a z drugiej zmiana kursu w porównaniu z wcześniejszą reedycją, w której wokal był przesuwany do przodu.

Przestrzeń budowana jest zarówno na długim pogłosie nałożonym na wokalu, jak i przez rozłożenie gitar po kanałach także perkusja jest czasem wyraźnie bardziej stereofoniczna, jak we fragmencie Ludzi… Funkcję poszerzającą stereofonię pełnią również inne elementy, jak chórek śpiewający „Biada nam / biada nam” w ˻ 3 ˺ Babilon Disko Najt. Baza stereo, tak mi sięwydaje, została teżlekko poszerzona przez masteringowca. W starszych wydaniach wszystko wydaje dochodzić bardziej ze środka sceny.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Wnętrze książeczki nowej wersji SACD

Jak mówię, barwa jest niska i gęsta. Ponownie remasteringowiec nie bał się wydobycia mięsa z gitary basowej i dużego bębna perkusji. Bas nie jest zlany, a kiedy trzeba, jak w ˻ 4 ˺ Pierwszej linii jest, klarowny i wyraźnie „ciągnie” całość. Odzywający się tu syntezator ładnie otwiera brzmienie i aż chciałoby się powiedzieć, że powinien być mocniejszy. Ale i on nie jest jaskrawy, co odbieram bardzo pozytywnie.

» PORÓWNANIA • MTJ CDMTJ1 1938 ⸜ 2019

To porównanie wydało mi się szczególnie interesujące. A to dlatego, że obydwa remastery zostały wykonane przez Damiana Lipińskiego i od poprzedniego minęło nie tak wiele czasu. I to było największe zaskoczenie w tej serii nagrań.

A to dlatego, że wersja MTJ z 2019 roku przypominała, w ogólnym zarysie, to, co znamy z oryginalnego winylu, ponieważ jest jasna i otwarta. Rzecz w tym, że do tej pory dźwięk tej płyty, czy to oryginału, czy remasterów, był pozbawiony wielu szczegółów, a jednak był jasny. Dlatego też, kiedy go podgłośniliśmy, stawał się natarczywy. Teraz góry jest o wiele mniej, przez co dźwięk wydaje się mniej klarowny.

Błąd! Tak, to jest rock, atak w wersji SACD, czyli najnowszej, jest więc mocny, wyrazisty, a całość selektywna. Bas, na przykład stopa perkusji i gitara basowa, rozpoczynające ˻ 2 ˺ Ludzi z Marsa, są w tej wersji mniej wyraziste. Ale, tak mi się wydaje, mają więcej sensu. Poprzednia wersja była mocno skompresowana, co dawało wrażenie otwarcia dźwięku. W rzeczywistości była bardziej jazgotliwa.

Porównując obydwa podejścia Damiana do tego samego materiału widać ogromną zmianę w myśleniu o dźwięku i muzyce. Teraz to szerokopasmowe granie, w którym środek pasma jest najważniejszy, a jego skraje, choć mocne, wyraźne, energetyczne, służą do podkreślenia tego, co dzieje się pośrodku. Prawdę mówiąc, słuchając płyty SACD miałem wrażenie, jakby wreszcie odnaleziono taśmę „master”.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Krążek wersji MTJ z 2019 roku

Ale jest też tak, że poprzednia wersja LP 3, czyli wydawnictwo MTJ z 2019 roku, jest bliższe temu, co ludzie sobie wyobrażają jako „remaster” – ma być wyraźniej, ma być głośniej ma być czyściej. I jest. Ale co z tego, kiedy muzyki jest tam o wiele mniej. Dlatego też, tak to widzę, dla wielu ludzi to, co dostajemy na krążku SACD będzie zbyt spokojne i za bardzo ułożone. Dla mnie jest wreszcie właściwe.

»«

˻ IV ˺ Maryla Rodowicz Gejsza nocy ˻ 1986 ˺

Największym przebojem w karierze Maryli Rodowicz wydaje się Niech żyje bal z tekstem Agnieszki Osieckiej i muzyką Seweryna Krajewskiego. Znajdziemy go właśnie na tej płycie.

Charakterystyczne zdjęcie okładkowe, uchwycone w małej siłowni na obrzeżach Warszawy, wykonała Aleksandra Laska, będąca autorką kreacji scenicznych i imidu wielu czołowych polskich artystek i artystów. Jak piszą jej biografowie, w latach 1982–83 jako pierwsza w kraju kreowała publiczny wizerunek Urszuli. Projektowała okładki płyt i stroje, reżyserowała teledyski, filmy autorskie i fotografowała (za: Wikipedia). Wymyśliła oryginalny sceniczny wizerunek i była stylistką gwiazd estrady, takich jak Maryla Rodowicz, Lady Pank, Budka Suflera, Majka Jeżowska, Małgorzata Ostrowska, Edyta Geppert, Hanna Banaszak, Irena Jarocka i Zdzisława Sośnicka. Był taki okres w latach 80., kiedy całkowicie zdominowała swoimi projektami polską scenę muzyczną.

Reedycje

Gejsza nocy została nagrana w studiach Polskiego Radia w latach 1984-1985 przez WOJCIECHA PRZYBYLSKIEGO I JAROSŁAWA REGULSKIEGO. Pomimo że na płycie znalazły się fantastyczne przeboje, jest to jeden z najrzadziej wznawianych krążków z tej serii. Jedyne poprzednie wydanie cyfrowe było częścią Antologia (Cz. XIII) z 2013 roku, a wznowienie analogowe trafiło do sklepów rok później i tyle.

Dźwięk

W tytułowej ˻ 1 ˺ Gejszy nocy momentalnie odnajdziemy melodykę Franka Kimono. Andrzej Korzyński, współpracujący tutaj z Krzysztofem Gradowskim, napisał kawałek, który z jednej strony jest parodią stylu disco, w 1986 roku dawno pochowanego, a jednak i „nieumarłego”, a który z drugiej jest znakomitym utworem do tańca. To świetna muzyka, która została zarejestrowana szeroko, zarówno jeśli chodzi o stereoskopię, jak i oddech. Długie pogłosy nie są zbyt eksponowane, a głos Rodowicz, dość daleko w miksie, jest czysty i selektywny. Podobnie instrumenty klawiszowe, rozłożone po kanałach, a nawet elektroniczna perkusja, właściwie monofoniczna. Damian Lipiński pogłębił brzmienie, ale go nie dopalił. W tym sensie, że to wciąż „lekki” kawałek.

O tym, jak eklektyczna to płyta świadczy, umieszczony pod numerem ˻ 2 ˺, utwór Szparka sekretarka, do którego muzykę napisał wprawdzie Korzyński, ale ze słowami Jana Wołka. To satyryczne spojrzenie na tytułową sekretarkę w stylu country. Dźwięk jest mniej selektywny niż w pierwszym utworze, bo i perkusja tu „żywa”, i pozostałe instrumenty. Także wokal jest mniej wyrazisty. Ale całość jest bardzo dobrze i sprawnie utrzymana w ryzach. Charakterystyczna dla tego typu muzyki gitara, przygrywająca przez cały czas w prawym kanale, jest czytelna i ma bardzo dobrą barwę. To zresztą rzecz, która będzie się przewijała – barwa

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Bo otwierająca utwór ˻ 3 ˺ Seweryn K  gitara akustyczna jest wyraźna, ale i ma wyraźnie zaznaczoną głębię. Ponownie można mówić o muzyce inspirowanej country, mimo że przecież za muzykę odpowiada Seweryn Krajewski. To też bardzo przestrzenne granie i dlatego płyta brzmi tak, jakby była nagrana niedawno, jeszcze przed wojną na głośność (loudness war), ale już w „dobrych” czasach.

Do elektroniki wracamy w utworze ˻ 4 ˺ Franek. Melodeklamacja, z której znany był Piotr Fronczewski we wcieleniu Franka Kimono, jest klarowna, czysta i bęzie się podobała. Damian nie starał się przybliżyć głosu do słuchacza, bo przecież jest on w oryginale dość daleko. To klawisze są tutaj najważniejsze i to one są pogłębione. Podobnie zresztą, jak, przygrywająca cały czas w lewym kanale, gitara.

I tak będzie ta płyta „szła”. Jej barwa jest doskonale zbalansowana między otwarciem i nasyceniem. Mamy dobrą stereofonią i głębię, co nadaje tym nagraniom dodatkowego wymiaru. Pogłosy są długie, nie słychać ich zduszenia, nie ma się wrażenia „braku”. A kiedy zaczyna się ˻ 6 ˺ Niech żyje bal, mistrzowski duet Krajewskiego i Osieckiej, mamy ciarki na plecach. Rodowicz zaczyna ten utwór cicho, jakby od niechcenia. A mimo to jej głos jest czytelny i wyrazisty. I to bez rozjaśnienia i utwardzenia! A kiedy zaczyna się refren, w którym momentami niemal krzyczy, nie jest on wycofany, a po prostu rośnie, dostajemy dużo większy pogłos, a gitara w prawym i fortepian w lewym kanale poszerzają stereofonię.

Czasem, jak w ˻ 7 ˺ Kolędzie dla rozsianych po świecie wokal jest bliżej nas, ale głębię budują tu z kolei dźwięki syntezatora. Ostrzej robi się w ˻ 8 ˺ Dobranoc panowie, a to dzięki mocnej gitarze w intro. Tutaj wokal Rodowicz ma jednak bardzo mocny, długi pogłos, przez co całość nabiera cech hymnu. Bas nie jest w tym utworze zbyt mocny, mamy do czynienia głównie z nasyconym środkiem, ale to dobry kompromis. Głębiej jest w reggaepodobnym ˻ 10 ˺ Czas upływa, lat przybywa, to ostatecznie tego typu muzyka, ale i tutaj bas nie schodzi specjalnie głęboko.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Tył okładki nowego wydania SACD

To moja absolutnie ulubiona płyta Maryli Rodowicz, mimo jej eklektyzmu muzycznego i lirycznego. Jest w niej jakaś ciągłość, utrzymywana przez bardzo dobry, selektywny, ale i bogaty harmonicznie dźwięk, który w tej wersji jest nasycony, otwarty, ale ani nie jasny, ani nie zduszony. Brawo!

»«

˻ V ˺ Zdzisława Sośnicka Aleja gwiazd ˻ 1987 ˺

Aleja gwiazd to szósty album w dorobku Zdzisławy Sośnickiej. I, moim zdaniem – najlepszy. A na pewno kluczowy w jej karierze. Jak napisała w komentarzu do wydania CD z 2014 roku:

Aleja gwiazd początkowo była moim przekleństwem. Wyrzucono ją z Radiowej Listy Przebojów uznając, że nie jest „reprezentatywna” (sic!), ale ja postanowiłam walczyć. Stanęłam do konkursu w telewizji – jury oceniało na żywo, potem tydzień głosowała publiczność. Obydwa wygrała Aleja gwiazd. Już nic nie musiałam robić, ona po prostu była.
Reedycje

Pomimo że znalazła się na niej jedna z najbardziej znanych polskich piosenek lat 80., oprócz pierwotnego wydania z 1987 roku na płycie LP (SX 2523) oraz kasecie magnetofonowej, aż do wersji SACD z serii „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, mieliśmy tylko jedno wznowienie, w 2014 roku, na płycie CD (PNCD 1590). Wersja ta, wydana w ramach serii „Antologia Zdzisławy Sośnickiej” pod numerem 6, otrzymała cyfrowy remaster laureata nagrody Grammy, JACKA GAWŁOWSKIEGO.

Dźwięk

Tak, jak Gejsza nocy jest moją ulubioną płytą Maryli Rodowicz, tak w przypadku Zdzisława Sośnickiej to jest Aleja gwiazd. Jestem dzieckiem muzycznym lat 80., a to jest jedna z najlepszych polskich płyt nawiązujących do muzyki disco i tanecznej, z syntezatorami, długimi pogłosami, głębią.

Już pierwszy na płycie ˻ 1 ˺ Człowiek nie jest sam przynosi bogatą aranżację, szerokie, stereoskopowe granie i czytelny wokal. Głos Sośnickiej przepuszczony tu jest przez wiele urządzeń, nie tyko delay, pogłosy, ale i coś w rodzaju chorusa. Położone pod spodem syntezatorowe dźwięki zajmują całą przestrzeń w głębi, dzięki czemu to gęste granie.

Bas różni się na tej płycie w zależności od tego, o którym utworze mówimy. W pierwszym jest dość płytki, a masę „robią” syntezatory. W ˻ 2 ˺ Moich sentymentach jest znacznie głębszy i mocniejszy, podobnie jak brzmienie perkusji. Ta ma wydłużony pogłos, szczególnie na werblu, który wybrzmiewa dość długo. Utrzymana jest tu charakterystyczna barwa wokalu i jego zatopienie w mocnym pogłosie. To pogłosy stereofoniczne, dlatego całość ma duży wolumen, jest ciekawa.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Na tej płycie cały czas coś się dzieje, nawet jeśli to gitara Stanisława Zybowskiego w utworze ˻ 3 ˺ W kolorze krwi. Przekaz nie jest jakoś specjalnie dynamiczny, raczej spójny z tym, co znamy z innych polskich płyt wydanych w latach 80. W tym przypadku ma się za to wrażenie pełni i głębi. Czasem, jak w ˻ 4 ˺ Letniej miłości wchodzi mocniejszy bas. Grany klangiem przez Mieczysława Jureckiego wprowadza funkowy groove, z którym głos Sośnickiej świetnie się komponuje. To „letni” utwór, nie tylko ze względu na tytuł, ale i swego rodzaju lekkość i płynność, bardzo dobrze wydobytą przez Damiana. Czystość głosu jest czymś, czego nie mieliśmy we wcześniejszym wydaniu, ani też na oryginalnym LP. Dotyczy to też innych instrumentów. O basie już wspomnieliśmy, dodajmy do tego gitarę Ryszarda Sygitowicza podgrywającego w ˻ 5 ˺ Cinema, ale swoje dodają do tego również syntezatory budujące tło w postaci partii „smyczków”.

Nie ma co jednak ukrywać, że wszystko zmierza do utworu tytułowego, do ˻ 6 ˺ Alei gwiazd. To świetna kompozycja, zarówno pod względem melodii, aranżacji, jak i wykonania. Otwierająca ją mocna, jak na tę płytę, gitara elektryczna w prawym kanale, skontrowana suchymi uderzeniami elektronicznej perkusji w lewym, jest dość mocno jednak schowana w miksie, a najważniejsze są przygrywki syntezatora i wokal. A ten jest w długim kokonie pogłosu i delay’a, w refrenie rozjaśnionego, a przez to jeszcze dłuższego. Jest tu świetny rytm, jest wyraźna linia basu, jest głębia. Remaster nie zepsuł tego, a nawet pomógł w wydobyciu melodyki utworu, współbrzmień i smaczków. Nigdy wcześniej nie słyszałem go w takiej wersji, a to znakomita wersja.

Uspokojenie przychodzi w ˻ 7 ˺ Dziwnym kraju, w którym jasny, „dzwonkowaty” fortepian i dzwoneczki są podparte syntezatorami. Z kolei ˻ 8 ˺ Nim weźmiesz mnie w ramiona to utwór z mocno pogłębionym średnim basem, a ˻ 9 ˺ Miłość i gniew brzmi, jakby został napisany z myślą o estradzie. We wszystkich tych kawałkach brzmienie jest czytelne, klarowne, ale i gęste. To w rodzimych nagraniach z tego okresu nie zdarzało się często. Dynamika jest niezła, choć miejmy świadomość, że nie jest ona, w kategoriach bezwzględnych, jakaś wysoka. Kończący płytę ˻ 10 ˺ Świat jest hojny to ponownie wokal w bardzo długim pogłosie, spokojny, ładny. Całą płyta jest właśnie taka.

» PORÓWNANIA • Polskie Nagrania PNCD 1590 ⸜ 2014

Zdzisława Sośnicka jest bardzo zaangażowana we wszystkie projekty związane z reedycją jej katalogu. Pamiętam, że wspominał mi o tym Jacek Gawłowski, który przygotował remaster z 2014 roku, potwierdził to też Damian, co mogą państwo przeczytać w jego wpisie powyżej.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Wersja Polskich Nagrań z 2014 roku

Dlatego też wszystkie wersje nagrań artystki są po prostu dobre. Ale nie znaczy, że takie same. Dziesięć lat, które minęły od poprzedniego remasteru zmieniło podejście do dźwięku. Remaster Jacka Gawłowskiego jest jasny i ma mocny bas. Środek pasma jest wyraźnie słabszy i charakterystyczny motyw syntezatorowy z ˻ 5 ˺ Alei gwiazd ma mniejszy impakt. To zresztą mocno skompresowana wersja, jest głośniejsza od nowej od jakieś 3 dB. Dostajemy z nią mocniejszą ścianę dźwięku, a przekaz jest bardziej energetyczny.

Nowa wersja wydaje się spokojniejsza i bardziej zrelaksowana. A mimo to słychać w niej więcej detali, dostajemy z nią więcej informacji. W bezpośrednim porównaniu wydaje się bardziej wycofana. Po kilku otworach dochodzi jednak do nas, że jest po prostu mniej natarczywa.

»«

˻ VI ˺ Zdzisława Sośnicka Serce ˻ 1989 ˺

Wydana w 1989 roku płyta Serce, siódma w katalogu Zdzisławy Sośnickiej, jest zarazem jej najbardziej spójnym kompozycyjnie albumem. Wydawca pisze:

Kompozycyjnie album to kwintesencja Romualda Lipki i czysta egzemplifikacja jego dojrzałego stylu z niemal wszystkimi harmonicznymi, melodycznymi i brzmieniowymi patentami, jakie opracował przez lata.

Tak się składa, że była to też ostatnia płyta z głównego korpusu jej muzycznej oferty, aż do Magii serc z 1998 roku. Serce w symboliczny sposób zamyka więc dekadę lat 80.

Reedycje

Płyta ta nigdy nie została wznowiona na LP, podobnie jak Aleja gwiazd, a na CD tylko raz, we wspomnianej antologii z 2014 roku i z remasterem Jacka Gawłowskiego. Znane są też dwie wersje na kasetach magnetofonowych.

Dźwięk

Mam problem z tą płytą – i to nie od dziś. To bardzo dobrze wyprodukowany album, brzmi bardzo spójnie, a jednak nigdy nie był moim ulubionym. Słuchany po latach sprawia jednak bardzo dobre wrażenie. Już w ˻ 1 ˺ Serce pali się raz mamy niski, gęsty bas z syntezatora, który wyraźnie nasyca dźwięk, a wędrująca wokół nas wokaliza nadaje całości głębię. Wokal Zdzisławy Sośnickiej jest tu znacznie bardziej bezpośredni niż na płycie Aleja gwiazd, choć wciąż jest podany z długim pogłosem. Ale został umieszczony bliżej nas, przez co wydaje się bardziej „tu i teraz”.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Wyraźnie słychać, że producentom zależało na poszerzeniu stereofonii, czemu służą zabawy z fazą. Jak przy wokalizie przed chwilą i z dźwiękiem syntezatora w ˻ 2 ˺ Życiu od nowa. Generalnie barwa na tej płycie jest ustawiona niżej niż na poprzedniej, tak więc bas i stopa perkusji są mocniejsze i niższe. Głos jest większy i ma więcej odcieni dynamicznych, co też jest na plus. Bo to po prostu lepiej nagrana płyta niż Aleja… Dzięki tym zabiegom jej barwa jest głębsza, a stereoskopia wyraźniejsza. Nawet elektroniczna perkusja, z tak charakterystycznymi „przejściami” między kanałami w ˻ 3 ˺ Powiedz mi Panie, brzmi bardzo dobrze. A kiedy nabija rytm w intro do ˻ 4 ˺ Obcej gry, to słychać ją tak, jakby została nagrana w dużym, modnym studiu gdzieś w Kalifornii czy Hollywood.

Dopiero teraz, słuchając tej płyty w remasterze Damiana Lipińskiego doceniłem ją. Jest świetnie nagrana, ma bardzo dobrą produkcję, a Damian wydobył zarówno głębię, jak i dynamikę. Czasem, jak w ˻ 5 ˺ Świecie starych map, gdzie perkusja elektroniczna i syntetyczny bas imitują brzmienie płyt Italo disco, na myśl przychodzi mi Savage, całość jest lekko zduszona i znika gdzieś przestrzeń, ale tak to sobie wówczas wymyślono. Ale nawet wówczas bas będzie się podobał. Jest niski, jest pełny, jest gęsty. Nie jest do końca selektywny, co dobrze słychać w ˻ 6 ˺ Daj zaczarować się, gdzie trochę „bulgocze”. Mimo to nadaje całości odpowiedniej wagi.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ „Box” dla wydań z 2014 roku

W 1989 roku większość brzmień zawartych na Sercu była już dość archaiczna. Automat perkusyjny i perkusja elektroniczna święciły triumfy na początku tej dekady, a w jej połowie powoli były zastępowane przez inne rozwiązania. Podobnie jeśli chodzi o brzmienia syntezatorów. Musiało upłynąć ćwierć wieku, aby znowu zaczęło to się jakoś układać, głównie dzięki temu, że większość ludzi nie pamięta już tak dokładnie tamtej dekady, ale i dlatego, że jesteśmy otoczeni przez zupełnie inną muzykę, rónież taką, która emuluje brzmienie lat 80. Dlatego i ˻ 7 ˺ Nie do obrony, i osadzony bardziej w latach 90. ˻ 8 ˺ Z tobą obudzić się są niezwykle stylowe.

To spokojna płyta, niemalże leniwa. Jej brzmienie jest niskie, co Damian Lipiński pociągnął jeszcze dalej. Góra jest znakomicie kontrolowana i nie będzie też problemu z rozjaśnieniem środka pasma. Dynamika jest lepsza niż na Alei gwiazd. To, tak generalnie, lepiej nagrany album. I, po latach, słucha się go z dużą przyjemnością, po raz pierwszy w tak pełnej skali i z tak dobrymi barwami. I to głównie dzięki temu, jak ten materiał został pokazany przez Damiana.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
»«
JAK SŁUCHALIŚMY • Odsłuch został przeprowadzony w systemie referencyjnym „High Fidelity”. Płyty odtwarzane były na odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, a płyty LP na gramofonie Rega P8 z przedwzmacniaczem RCM Audio. Sygnał przesyłany był do lampowego przedwzmacniacza liniowego Ayon Audio Spheris III i wreszcie do wzmacniacza mocy Soulution 710 oraz kolumn Harbeth M40.1. Okablowanie – Crystal Cable Absolute Dream, Siltech Triple Crown, z zasilaniem Siltech, Acoustic Revive i Acrolink.

POLSKIENAGRANIA.com.pl

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”

«●»

Poprzednie

Następne